Po co ten  sakrament małżeństwa? Czy nie można by tak poprostu żyć razem?  Co mi to da, że w kościele będę ślubował?  

Pewnie nic.

Tak postawione pytania i narzucająca się najbardziej popularna odpowiedź to niemal przebój młodych, którzy nie znając prawdziwej odpowiedzi - odpowiadają jest mi to niepotrzebne...

Posłuchajmy jednak innej odpowiedzi młodego małżeństwa z kilkuletnim stażem, którzy znając właściwę odpowiedź, postanowili wcielić ją w życie...

        W kolejną już rocznicę ślubu zastanawiające może być dla nas samych i dla innych ludzi pytanie: co nam daje tak w ogóle sakrament małżeństwa? Czy to nie to samo co życie po partnersku bez zobowiązań, tak na „kocią łapę”? Czym więcej jest życie w związku sakramentalnym? Nasze życie pokazało nam jasną odpowiedź na to pytanie…

        Poznaliśmy się jeszcze w szkole podstawowej. Cały ten okres aż do skończenia studiów byliśmy parą. Żaden z nas pewnie na samym początku nie spodziewał się, że to będzie „ta jedyna/ten jedyny”. 

         Co zmienił ten jeden dzień? Pomimo iż zawsze był w naszej relacji Bóg – stając przed ołtarzem powiedzieliśmy tego dnia przed świadkami, że oddajemy Jemu naszą relację. Poprosiliśmy o błogosławieństwo Pana obiecując sobie w Jego obecności dozgonną miłość, wierność. Po ślubie nie mieliśmy jeszcze swojego miejsca w którym zamieszkamy, ale mimo to czuliśmy wielką różnicę – inną jakość naszego bycia razem. W naszych sercach wylewała się wielka miłość i radość z tego, że możemy być wreszcie razem i mieszkać wspólnie. Teraz jak patrzymy na tamten czas jesteśmy pewni, że dokładnie od zawarcia sakramentu małżeństwa zaczęło się nasze wspólne wzrastanie w wierze. Wcześniej każdy z nas jakoś szedł w odosobnieniu tą drogą. Po przeprowadzce do nowego miejsca dzięki wspólnocie kościelnej poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi mieszkających przy parafii. Zaczęliśmy zapragnąć żyć w tej społeczności. Każde spotkanie, każde słowo nie było przypadkowe. To było staranie się Boga o nas. On to wszystko prowadził. Po narodzinach pierwszego dziecka wstąpiliśmy do Kościoła Domowego, którego celem jest między innymi umacnianie się wzajemne rodzin w wierze. Naszymi zobowiązaniami, które postanowiliśmy wypełniać są: modlitwa małżeńska, modlitwa rodzinna, modlitwa osobista, dialog małżeński, reguła życia (postanowienie pracy nad sobą), rekolekcje. Nie jest to łatwe dbać o to każdego dnia, ale dzięki temu wiemy, że nasza rodzina będzie się umacniać. Każdy dzień kończymy wspólnie na modlitwie, zatem nie może nad naszym „gniewem zajść słońce”, co bardzo wzmacnia naszą relację. Co miesięczny dialog małżeński pozwala nam zerwać z dumnym patrzeniem na swoje ego, na stanięcie w prawdzie i przy otwartym sercu na drugą stronę i jej potrzeby. Nie zawsze to jest łatwe, ale przynosi ogromne owoce. Każdy element naszego życia, który łączy się z wiarą jesteśmy pewni, że otrzymaliśmy właśnie dzięki temu, że w dzień naszego ślubu zaprosiliśmy Pana Boga do naszego małżeństwa. To zapoczątkowało zmiany.Nasza wiara przechodzi wciąż coraz większe doświadczenia, a poprzez codzienne czytanie Słowa Bożego czujemy, że nasze życie nabiera innej jakości. Mówi się, że człowiek jest tym, czym się karmi – my mówimy, że karmiąc się Słowem Bożym nie można zbłądzić, ani dojść do ślepego zaułka z którego nie ma wyjścia, gdzie jest tylko załamanie. Życie z Bogiem wzmacnia nas podczas codziennych trudów, naszą relację, uczy dzieci prawdziwych wartości i daje szczęście. 

Życie w rodzinie można odnieść do słów świętego Jana Pawła II: „Pośród tych wielu dróg rodzina jest drogą pierwszą i z wielu względów najważniejszą. Jest drogą powszechną, pozostając za każdym razem drogą szczególną, jedyną i niepowtarzalną, tak jak niepowtarzalny jest każdy człowiek”. Czas małżeństwa pokazał nam, że są chwile, że nasze marzenia musimymodyfikować, a nasze pragnienia dopasowywać do danego czasu wiedząc zawsze, że rodzina jest priorytetem. Dzięki temu, że pozwalamy się prowadzić Panu Bogu otwierają się przed nami nowe, ciekawsze perspektywy, o których nie mieliśmy wcześniej pojęcia. Po ludzku, czujemy wielkie szczęście w serduchu, którego nic nie jest w stanie odebrać. Bycie w bliskiej relacji z Panem uwalnia od nienawiści, zazdrości, swojego ego. No i daje poczucie, że nie jest się samemu, że cokolwiek się dzieje złego, czy dobrego, można oddać to Bogu i się tym nie martwić – a zająć się czymś o wiele bardziej owocnym niż zamartwianie – wpatrywaniem się w Niego. Wiemy, że przed nami jeszcze różne chwile: te smutne i te radosne, ale ufamy Panu Bogu, że przejdziemy je wspólnie i będziemy tylko mocniejsi…

                                                                                                                                   Joanna i Jacek

wstecz